piątek, 21 lutego 2014

Prolog

--Ten dzień jest okropny. A miało być tak pięknie -do jednej z kawiarenek weszła rudowłosa kobieta. Rzuciła płaszczyk na wieszak i z wysoko uniesioną głową podeszła do jednego ze stolików. Usiadła na wolnym miejscu i spojrzała na swoje paznokcie, nie obrzucając nawet spojrzeniem przyjaciółek. Była niską i zgrabną rudowłosą kobietą, o orzechowych oczach, w których zawsze czaiła się pogarda i chłód. Była wysoko postawioną osobą w Londynie i jej rodzina miała mnóstwo pieniędzy. Nie postępowała tak jak obiecała w młodych latach, nie inwestowała w bezdomne dzieci czy inne rodziny. Patrzyła tylko na siebie i ignorowała potrzeby innych. W pomieszczeniu, w jakim się znajdowała, ściany pomalowane były na zielony kolor, podłoga była z jasnego drewna i przykryta była zielonym dywanem. Stoliki stały w równych odstępach od siebie, przykryte zielonym obrusem i ozdobione wazonem z kwiatami. Było tam jasno i ciepło, co było zupełnym przeciwieństwem przebywających tam trzech pań.
--Nie martw się. To tylko śnieg -pocieszyła przyjaciółkę Luna. Była średniego wzrostu blondynką o błękitnych oczach i arystokratycznych rysach twarzy. Usta pomalowane są krwistoczerwoną pomadką, a rzęsy dokładnie pomalowane tuszem. Jej zielona suknia sięgała ziemi i powiewała za każdym ruchem wykonywanym przez blondynkę. Tak samo jak rudowłosa kobieta, była wysoko postawiona i oschła. Zapatrzona była w rudowłosą dziewczynę i była jej idolką. Pragnęła sławy i pieniędzy. Porzuciła swoją rodzinę i wyrzekła się ich, choć nadal pozostała przy swoim nazwisku. 
--Co Ty zrobiłaś z włosami!? -wydarła się na nią rudowłosa. Ściągnęło to uwagę innych. Rzeczywiście, Luna miała ciemne rude włosy i sięgały jej bioder, wyszykowane teraz w gustownego koka. Patrzyła przerażona na swoją przyjaciółkę, wiedząc, że jest zdolna do wszystkiego. -Rudy to mój kolor i to ja miałam się wyróżniać wśród naszej trójki! Masz natychmiast zrobić coś z tymi kłakami, lepiej było Ci, jako blondynka! -syczała. Przykuwała uwagę innych, ponieważ zawsze była zimna i nie reagowała gwałtownie. Luna tymczasem była przerażona i wbiła się mocniej w krzesło, patrząc błękitnymi oczami na rudowłosą. Trzecia z kobiet postanowiła zareagować, ponieważ mogło się to źle skończyć.
--Ginevro, uspokój się. To nic nie da. Luna wygląda dobrze i elegancko w tych włosach, gdy upnie je w kok. Zresztą, nadal się wyróżniasz. Ty masz bardzo rude włosy i są piękne, i zawsze będziesz idolką innych nastolatek -załagodziła sytuację. Była wysoką brunetką, o wyrazistych czekoladowych oczach, gdzie czaił się chłód i zimno. Zawsze zdystansowana, porządna i oschła. Ubrana była w turkusową suknię sięgającą ziemi i szpilki, dodające jej kilku centymetrów. Mimo to, pod maską była dobrą osobą i lubiła swoje przyjaciółki, bez względu, jakie są. Kochała je za to, że są sobą. Może i nie mówiły sobie wszystkiego, były oschłe i zimne, ale zawsze były w trudnych sytuacjach. Nie obdarzyła ich jednak zaufaniem i swoje bardziej prywatne sprawy nie opowiadała im.
--Masz rację, Hermiono. Ale to mój dzień, a zniszczył to śnieg! I jeszcze ona, ma takie włosy jak ja! To niedopuszczalne! -syknęła Ginevra i wstała ze swojego miejsca, unosząc głowę i podchodząc do wieszaka. Zarzuciła na siebie płaszcz i obrzuciła chłodnym spojrzeniem barmana uśmiechającego się na jej widok. Prychnęła pogardliwie i zapięła swój płaszcz, podchodząc do stolika dziewczyn. Luna nadal przerażona, wpatrywała się w nią ze strachem. Brunetka natomiast wpatrywała się pustym wzrokiem w okno i patrzyła na powoli prószący się śnieg. -Już idę. Do widzenia Hermiono, Luno -imię rudowłosej dziewczyny, powiedziała zimniej i uniosła dumnie głowę, idąc w stronę wyjścia. Po chwili rozległ się dzwonek nad drzwiami i z pomieszczenia wyszła jedna z kobiet. Hermiona, spojrzała z litością na nadal trzęsącą się Lunę.
--Już poszła. Nie powinnaś dawać się tak traktować. Ja już też muszę iść. Czeka na mnie dużo pracy przed jutrzejszym występem. Dobranoc Luno -rzekła i ruszyła w stronę wyjścia. Zarzuciła na siebie swój brązowy płaszczyk i wyszła przez drzwi, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Gdy tylko pojawiła się na zewnątrz, teleportowała się pod swoją willę i otworzyła furtkę, wchodząc do środka. Ruszyła zasypaną śniegiem ścieżką i otworzyła drzwi, zamykając je od środka. Zdjęła płaszcz i szpilki, po czym ruszyła długim korytarzem pojawiając się w salonie. Było tam zimno i chłodno, jak na arystokratkę przystało. Wolałaby mieć inne życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz